„Podoba mi się muzykalność tłumaczenia, to, że głównie chodzi o to, aby znaleźć właściwy rytm, właściwy puls, właściwy dźwięk. Tłumaczenie jest niczym interpretowanie gotowego zapisu nutowego. Jeśli pomijasz niuanse, jesteś kiepskim pianistą, kiepskim tłumaczem.

Społeczeństwo, które nie tłumaczy, jest zapatrzone w siebie, głuche na symfonię tego świata.

Tłumacząc dzieło, można naprawdę mocno zbliżyć się do jego autora, gdyż tłumaczenie jest, moim zdaniem, aktem miłości.
Świat będzie się tłumaczyć aż po swój kres”.

cohen

Bernard Cohen jest międzynarodowym tłumaczem literatury. Mówi w języku angielskim, francuskim, hiszpańskim, rosyjskim, hebrajskim, arabskim, portugalskim oraz (teek-teek, czyli „trochę”) w języku khmerskim. Na nasze pytania postanowił odpowiedzieć po angielsku.

Co sprawiło, że zaczął pan tłumaczyć dzieła literackie? Jacy są pana „ulubieni” pisarze oraz języki?

Byłem dziennikarzem, korespondentem zagranicznym oraz wojennym, kiedy świętej pamięci Manuel Vázquez Montalbán, znakomity pisarz hiszpański, z którym po raz trzeci przeprowadzałem wywiad, powiedział: „Może przetłumaczy pan moją najnowszą powieść na francuski? Sądzę, że byłby pan w tym całkiem niezły”. Postanowiłem podjąć to wyzwanie, mimo iż było ono nieco onieśmielające. To poprowadziło mnie do różnych innych projektów, aż w końcu postanowiłem skończyć z dziennikarstwem, gdyż poczułem, że prasa nie jest w stanie utrzymać wysokich standardów, do których dążyłem. I tak oto zostałem etatowym tłumaczem literackim.
Tłumaczę głównie z języka angielskiego i hiszpańskiego na francuski, który jest moim językiem ojczystym. Miałem zaszczyt tłumaczyć dzieła takich wspaniałych postaci literatury jak Norman Mailer, Hunter Thompson czy też Dorothy Parker oraz cały dorobek twórczy kilku współczesnych pisarzy, m.in. Tawni O’Dell, Douglasa Kennedy’ego, Pedro Juana Guttiéreza czy Mohsina Hamida.

Co się panu podoba/nie podoba w pracy tłumacza literackiego?

Zawsze uważałem się za obywatela świata, dlatego podoba mi się odgrywanie roli mediatora między różnimy językami i kulturami. Podoba mi się również muzykalność tłumaczenia, to, że chodzi głównie o to, aby znaleźć właściwy rytm, właściwy puls, właściwy dźwięk. Tłumaczenie jest niczym interpretowanie gotowego zapisu nutowego. Jeśli pomijasz niuanse, jesteś kiepskim pianistą, kiepskim tłumaczem.
Ponadto, zachwycam się oddziaływaniem kulturowym tłumaczenia. Rozmaite szkoły tłumaczy w Europie, Afryce Północnej oraz na Bliskim Wschodzie miały zasadniczy wpływ na prąd filozoficzny, kulturowy i artystyczny, który doprowadził do Renesansu. Społeczeństwo, które nie tłumaczy, jest zapatrzone w siebie, głuche na symfonię tego świata. W Stanach Zjednoczonych, pomimo że jest to supermocarstwo, dostępna jest tylko niewielka liczba przetłumaczonych dzieł zagranicznych pisarzy. To może częściowo wyjaśniać tradycyjnie już fatalną politykę zagraniczną tego kraju.
Nie podoba mi się z kolei to, że tłumaczenie literackie nie jest wystarczająco docenianie w tym materialistycznym świecie. Mówiąc wprost, niezwykle ciężko jest wyżyć z pracy tłumacza literackiego! Szczególnie teraz, kiedy tantiemy z książek elektronicznych, jakie autorzy oraz tłumacze otrzymają od przemysłu wydawniczego i dystrybutorów internetowych są skandalicznie niskie. Tymczasem rozwój automatycznych systemów tłumaczeniowych w Internecie pokazuje, że przekład literacki, wraz ze swoimi zawiłościami kulturowymi i frazeologicznymi niuansami, nie może być skomputeryzowany i powinien cieszyć się większym uznaniem.

Jakie było pana najbardziej wzbogacające przeżycie?

Kiedy przetłumaczenie książki nadaje jej nowe życie. Czasem przekład na inny język pozwala danej nacji na nowo docenić swój dorobek kulturowy. Doświadczyłem tego, kiedy w tamtym roku przetłumaczyłem „Que viva la música” Andrésa Caicedo, 35 lat po śmierci tego wspaniałego kolumbijskiego pisarza, który odebrał sobie życie, mając 25 lat. Już wtedy miał status legendy w Kolumbii, jednak sam fakt, że jego książka została wreszcie przetłumaczona na język francuski, pomogła młodym pokoleniom odkryć uniwersalny przekaz jego dzieł. A ponieważ czułem wyjątkową więź z tym konkretnym autorem, odniosłem wrażenie, że pomimo śmierci zostaliśmy w pewien sposób połączeni, że jesteśmy teraz przyjaciółmi, towarzyszami literatury, jeśli mogę to tak nazwać. I obaj byliśmy zakochani w bohaterce tej książki, La Monie (możecie o tym poczytać na moim blogu, http://www.caicedo-le-blog-du-traducteur.fr/, w j. francuskim i hiszpańskim).

Co najbardziej przybliża pana do autorów książek?

Walory muzyczne dzieła, poczucie humoru, umiejętność wykorzystywania gry słów, świat, jaki autor tworzy za pomocą słów. Tłumacząc dzieło, można naprawdę mocno zbliżyć się do jego autora, gdyż tłumaczenie jest, moim zdaniem, aktem miłości. W pewnej autorce rzeczywiście się zakochałem, tłumacząc jedną z jej książek. Potem spotkaliśmy się i moja miłość do niej jeszcze bardziej się wzmogła ze względu na jej wygląd zewnętrzny. Żyliśmy ze sobą przez dziesięć lat.

Co sprawiło panu największą trudność w tłumaczeniu?

Poezja, zdecydowanie. No ale jest to wyzywający, stymulujący trud. Kolejną trudnością jest praca z kiepsko napisaną książką, na przykład z jakimś bestsellerem, który zdecydowałeś się przetłumaczyć, ponieważ, mówiąc bez ogródek, potrzebowałeś pieniędzy. Zawsze powiadam, że tłumacz dociera do jądra tekstu, do tego, co znajduje się w głębi słów, jeszcze głębiej niż podtekst. I kiedy wchodzimy w najskrytszą rzeczywistość niektórych książek, przeraża nas to, co widzimy. Ta cała nieszlachetność. I to, że milionom ludzi naprawdę podoba się tego typu pisanie. W tym przypadku trudność polega na tym, aby zachować swoją rzetelność.

Tłumaczenie czego sprawiło panu największą radość? Czyją książkę pragnie pan przetłumaczyć?

Jest bardzo dużo książek, które tłumaczyło się niezwykle przyjemnie… Mógłbym wymienić całe mnóstwo, od „Życia” Keitha Richardsa po naprawdę zawiłą, niesłychanie skomplikowaną „Chromos” Felipe Alfau.

Zawsze chciałem podjąć próbę przetłumaczenia Biblii, mam tutaj na myśli Pięcioksiąg. To niesamowite dzieło, a jest ono tak często tłumaczone błędnie, „nadtłumaczone”, przekłamywane… Chodziłoby głównie o to, aby przywrócić mu zmysłowość, zdepurytanizować. O tak, uwielbiam neologizmy!
Jednym z aspektów naszego osobliwego fachu jest to, że coraz trudniej jest (przynajmniej mnie) czytać przetłumaczone książki. Oko profesjonalisty bierze górę nad okiem zwykłego czytelnika. Co roku czytam w całości krótkie opowieści Czechowa i zawsze w pewnym momencie mówię sobie „nie przetłumaczyłbym tego zdania w ten sposób”. Tu nawet nie chodzi o jakość samego przekładu, lecz o to, że wszystko można przetłumaczyć na różne sposoby. Świat będzie się tłumaczyć aż po swój kres.

Gdyby nie zostałby pan tłumaczem literackim, co by pan robił?

Nie wiem. Być może projektowałbym damskie obuwie. Byłem na wojnie, więc na pewno nie pracowałbym w wojsku. W moich gorszych chwilach mówię, że tłumacz literatury to niespełniony pisarz; w tych lepszych, jestem szczęśliwy, że nie muszę układać fabuły, nadawać życia wiarygodnym bohaterom itp… W zasadzie to zawsze jest ta sama bajka, chłopak spotyka dziewczynę i tak dalej. Wartością dodaną jest to, „jak” tę historię opowiemy. A tłumaczenie to niewątpliwie nowa książka. Jak to mówimy w Azji, „same same but different” („takie samo, lecz inne”).

 

Lista przetłumaczonych autorów (niekompletna):

Shalom Auslander, Federico Andahazi, Charles Bowden, Andrés Caicedo, María Amparo Escandon, Joe Eszterhas, Charles Frazier, Almudena Grandes, Pedro Juan Gúttierez, Mohsin Hamid, Thomas Harris, Douglas Kennedy, Stephen King, Jhumpa Lahiri, Manuel Vázquez Montalbán, Walter Mosley, Norman Mailer, Stuart Nadler, Helmut Newton, Geoff Nicholson, Tawni O’Dell, Chuck Palhaniuk, Dorothy Parker, Edeet Ravel, Keith Richards, Mordecai Richler, Sam Shepard, Rachel Sieffert, Władysław Szpilman, Hunter S. Thompson, F.X. Toole, Oscar Wilde, Tom Wolfe.

 

Tłumaczenie: VEROLING na podstawie http://authors-translators.blogspot.com/2013/04/bernard-cohen-and-his-authors.html

Rate this post

Usługi tłumaczeniowe to nie tylko prosty przekład tekstu z jednego języka na drugi. To też cała gama różnego rodzaju świadczeń, które mogą pomóc nie tylko w zrozumieniu danego dokumentu, ale także w dopasowaniu go do standardów obowiązujących w danym kraju. Niektóre z owych usług są wykorzystywane w marketingu i reklamie. Przeciętnemu człowiekowi, dla którego branża […]

Dwie wymienione w tytule usługi nie zawsze są kojarzone z branżą tłumaczeniową. Zupełnie niesłusznie, bo agencje tłumaczeń bardzo często mają w swojej ofercie zarówno copywriting, jak i transkreację. Dla przeciętnego człowiek są to jednak pojęcia niewiele mówiące, toteż poniżej znajdzie się ich krótka charakterystyka oraz opis do czego i komu mogą się one przydać. Od […]

Konferencja Water&Heat nowe technologie przemysł oparty procesy termiczne obieg wody

ßW związku z tym, iż zeszłoroczna edycja (choć kameralna), przyciągnęła całkiem sporą grupę gości oraz została entuzjastycznie przyjęta zarówno przez organizatorów jak i uczestników. Konferencja odbyła się w Hali Targów w Krakowie przy ul. Centralnej 41a. Została ona zorganizowana w dniu 4 czerwca 2013r. podczas targów WATER&HEAT. Przybyłych gości przywitali organizatorzy: Dr Michał Góra (Centrum im. Adama […]

Pismo chińskie zawiera około pięćdziesięciu tysięcy znaków, przy czym dodać należy, iż jest to tak zwany system otwarty, czyli współcześnie nadal powstają kolejne, nowe znaki. Jest to niesłychanie duża liczba, zwłaszcza dla osób przynależących do kultury europejskiej, gdzie pismo oparte jest na systemie fonetycznym i składa się z zaledwie dwudziestu sześciu liter – znaków graficznych konkretnych głosek. Zatem […]

Świat cały czas gna do przodu, ludzie co rusz tworzą coś nowego, co trzeba też jakoś nazwać. Dlatego do obiegu wchodzi cała masa słów, które na całe szczęście zbiera do kupy słownik oksfordzki. Ostatnio wprowadził kilka modyfikacji i nowych zwrotów, które już od jakiegoś czasu towarzyszą młodym ludziom (albo młodym duchem!). Głównie jest to terminologia […]

Dzisiejsza data w wielu krajach uważana jest za pechową. Piątek trzynastego, szczególnie dla kultur zachodnich, jest synonimem pecha i nieszczęścia. Można powiedzieć, że jest kalendarzowym czarnym kotem. W tym dniu masa ludzi zostaje w domu, woląc nie kusić złego losu. Co więcej, w XX wieku narodził się nawet lęk przed tym dniem — paraskewidekatriafobia, czyli […]